Dec Adam
Starszy posterunkowy Policji Państwowej
Urodził się w Grębowie (13 km od Tarnobrzega) w dniu 6 kwietnia 1896 r. Syn Józefa i Anny.
W czasie I wojny światowej w szeregach cesarskiej armii austriackiej brał udział w ofensywie pod Piave we Włoszech. Dzień przed decydującą bitwą z wojskami ententy został ciężko ranny (postrzał w nogę) i odtransportowany do lazaretu; rana źle się goiła więc skierowano Go na urlop (rehabilitację) do domu.
A po odzyskaniu niepodległości…cóż…w domu szóstka młodszego rodzeństwa…trzeba było znaleźć swoje miejsce w życiu.
Znał język niemiecki, umiał czytać, pisać i liczyć, znał dyscyplinę wojskową, wreszcie – umiał strzelać. Zgłosił więc swój akces do organizującej się Policji Państwowej i został zatrudniony! Sądzę, że było to już w 1919r. najdalej w 1920 ( jak wynika z dokumentów emerytalnych w 1930 r. miał więcej niż 10 lat pracy- niestety widoczna na dokumencie jest tylko „1…”)
Pierwszą placówką był Radomyśl/Sanem, następnie Głogów Małopolski, później Chyżne k. Rzeszowa – wszystkie placówki to 1 rok lub 1 1/2 roku.
Po Bitwie Warszawskiej wzmacniano Kresy i poszukiwano wówczas chętnych do wyjazdu na placówki w okolicach Lwowa, Tarnopola – mój Dziadziu zgodził się (wynagrodzenie w PP na Kresach Wschodnich wynosiło nawet 250% wynagrodzenia dotychczasowego).
Kurs dla posterunkowych PP odbył w roku 1923 w Szkole w Zbarażu (przy Komendzie Okręgowej Policji Państwowej w Tarnopolu).
Pierwszą Jego placówką na Kresach była Niwra (powiat borszczowski)…nie wiem – może były też inne placówki.
W 1922 r. dołączyła do Niego moja Babcia Maria (ożenił się w Miechocinie – dziś dzielnica Tarnobrzega). Tam przyszły na świat dzieci: w 1924 r. syn Eugeniusz i w 1928 r. córka Mieczysława (moja mama). To z powodu Jej choroby (teren trzech rzek, bagna i mokradła wokół – kościec małego dziecka zaczął wykazywać deformacje – aby zatrzymać chorobę lekarz we Lwowie zalecił natychmiastowy wyjazd w suche rejony)…Babcia natychmiast wróciła z dziećmi do Tarnobrzega i Dziadziu wkrótce – przechodząc na emeryturę – dołączył do nich.
Dziadziu ze szczególnym sentymentem wspominał swoją „służbę na Kresach”, chwalił przełożonych i kolegów mówiąc, że „…byli równe chłopy, stali za sobą murem i żyło się jak w rodzinie. Faktycznie, świętowali razem, byli ojcami chrzestnymi dzieci kolegów np. ojcem chrzestnym mojego wujka Eugeniusza był Eugeniusz Janczyszyn a mojej mamy Mieczysławy – Jan Oklek. „Niejedno razem przeszliśmy…” gdy pytałam, czy były jakieś akcje (jak w filmach), mówił : „… jak to w policji: raz spokój, raz rozróba…” .
Na emeryturze, już w Tarnobrzegu działał w Kole Rezerwistów, chyba skarbnikiem (o czym świadczą skany dokumentów), nadzorował wykonywanie wałów wiślanych i inne prace, gdzie potrzebna była znajomość organizacji pracy i umiejętność liczenia i pisania.
Moja Babcia również bardzo ciepło wspominała swój pobyt na Kresach.
Mój Dziadziu wyjeżdżając stamtąd w 1930 r. uniknął tragedii jaka była udziałem Jego kolegów: Jan Zaborniak – zamordowany przez Ukraińców, a jego żona (matka chrzestna mojej mamy – wywieziona na Sybir razem z siódemką dzieci, wróciła do kraju po wojnie i zamieszkała w Kudowie Zdroju. Jan Oklek (nie jestem pewna imienia) nocą, ostrzeżony przez porządnego Ukraińca, że przyjdą nad ranem zamordować go – zdążył uciec i przyjechał do swojego kolegi – mojego Dziadzia.
…nie dopytałam, czy wie o losach innych kolegów…
A w 1939 r. Dziadziu dostał kartę mobilizacyjną – miał się stawić w twierdzy Przemyśl i tam wyruszył…ale to już inna historia.
Po wojnie władza ludowa odebrała Dziadziowi emeryturę, imał się wówczas różnych prac (był nawet koniuszym w jakiejś instytucji trzymającej konie…). Po jakimś czasie – i milionach wyjaśnień – emeryturę przywrócono Mu.
Dziadziu zmarł 6 listopada 1975 r. w wieku 79 lat na raka ślinianki.
W 1929 roku został odznaczony Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości.
Źródło: Wspomnienia Pani Lucyny Sochy, wnuczki po st. post. Adamie Decu