Jest to kolejna historia z września 1939 roku. Tak samo smutna i tragiczna, jak wszystkie wydarzenia, które miały miejsce na naszym ukochanym Polesiu w te dni, a szczególnie po wkroczeniu Armii Czerwonej. Był to czas próby dla tych wszystkich obywateli, dla których dobro Ojczyzny stanowiło najwyższą wartość. Swoją postawą i czynem zasłużyli na to, że dziś nazywamy ich bohaterami wojny obronnej 1939 roku. Wśród nich byli ludzie z różnych warstw społecznych, przedstawiciele różnych zawodów, ale w chwili grozy połączyło ich wspólne poczucie patriotyzmu. Szczególną grupę wśród nich stanowili funkcjonariusze Policji Państwowej, którzy do końca wytrwali na swych posterunkach, pełniąc służbę w obronie życia i mienia współobywateli.
Jednym z nich był aspirant Władysław Feliks Popieliński, pełniący w 1939 roku funkcję zastępcy komendanta powiatowego PP w Kamieniu-Koszyrskim.
Przyszedł na świat dnia 5(18) maja roku 1900 w majątku Bogusławce niedaleko Prużany, ze związku Józefa Jana Popielińskiego i Wandy Eugenii z Komorowskich. Został ochrzczony w kościele pw. Wniebowzięcia N.M.P. w Prużanie dnia 9 sierpnia. Ojciec Józef Jan obejmował w majątku stanowisko gorzelnika, a w 1904 roku przeniósł się do majątku Zababie, też w okolicy Prużany. Natomiast gdy za kilka lat wybudowano gorzelnię w samej Prużanie – przeniósł się z rodzina do miasteczka. To bardzo cieszyło jego żonę Wandę, ponieważ była nauczycielką i chciała aby ich dzieci mogły uczęszczać tu do szkoły. Niestety w 1907 roku, w październiku, matka umiera i ojciec zostaje sam z czworgiem dzieci. Siedmioletni Władysław zostaje wywieziony przez ojca do teściów (Komorowskich) zamieszkałych w miejscowości Skulsk aż pod Koninem. Tam chłopiec przebywał do ukończenia 12. roku życia.
W 1910 roku Józef Jan ponownie się ożenił. Nowa pani Popielińska, mająca na imię Florentyna, bardzo dbała o dzieci. Chociaż był to zabór rosyjski i dzieci musiały uczęszczać do szkół rosyjskich, to rusyfikacja w rodzinie Popielińskich nie miała szans na zebranie owoców. Macocha opowiadała dzieciom o historii Polski, czytała wiersze patriotyczne, uczyła pieśni. W 1912 roku Władysław Popieliński wraca od babci do domu. Dwunastoletni chłopiec musiał sam pokonać daleką drogę od Skulska do Prużany. Wujek Komorowski wsadził chłopca do pociągu w Koninie, prosząc konduktora o to, żeby w Warszawie przesadził siostrzeńca do pociągu jadącego w głąb Rosji. Władysław wysiadł na stacji w Liniowie i musiał pokonać na piechotę 15 kilometrów do Prużany, co dla jego wieku było dosyć dużym wysiłkiem. Na jesieni poszedł do szkoły rosyjskiej, która była odpowiednikiem dzisiejszego liceum ogólnokształcącego. Tu musiał pokonywać kolejne trudności, ponieważ naukę prowadzono w języku rosyjskim, a u dziadków chłopak nie miał z nim kontaktu.
I wojna światowa przyniosła rodzinie Popielińskich wiele wyrzeczeń i nawet nędzy. Zostali zmuszeni przez władze rosyjskie do opuszczenia miejsca zamieszkania. Wędrówka ta trwała dłuższy czas, aż do wkroczenia do Prużany wojsk niemieckich. Powrót do domu jednak nie był do końca szczęśliwy. Okazało się, że gorzelnia została zrujnowana i naprawa jej nie była w tym czasie możliwą. Więc nie było też pracy. Dla rodziny znów zaczął się okres wędrówki. Ojciec Józef zmienił kilka miejsc pracy, przenosząc się do różnych miejscowości od Kodnia aż do Pokaniewa w województwie białostockim. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Władysław Popieliński zaciągnął się wraz z kolegami do wojska. Dla młodego człowieka zaczął się kolejny okres życia, tym razem w służbie dla odrodzonej Ojczyzny. Już 7 stycznia 1919 roku otrzymuje przydział do 2. Pułku Legionów, stacjonującego w Pińczowie i po dosyć krótkim przeszkoleniu zostaję skierowany na front wschodni do walki z bolszewikami. Walki oczywiście były zaciekłe, a młodego państwa nie było stać na wyposażenie wojska w odpowiedni sprzęt zbrojeniowy, amunicję, środki medyczne czy aprowizację. Władysław był jednak dobrym i zdyscyplinowanym żołnierzem i mężnie znosił trud żołnierskiego życia. Po dwóch latach walk został ranny i był na leczeniu w Pińsku, gdzie z kolej dokuczał mu głód. Dnia 8 lutego 1922 roku został awansowany do stopnia plutonowego i przeniesiony do rezerwy. Ale to nie był ostatni jego kontakt z wojskiem. W 1931 roku został powołany na ćwiczenia już w stopniu podchorążego, a w dniu 1 września tegoż roku z lokatą 218 mianowano go podporucznikiem rezerwy Wojska Polskiego. Natomiast dwa lata później, 1 października 1933 roku otrzymał „Patent oficerski” podpisany osobiście przez Ministra Spraw Wojskowych – Marszałka Józefa Piłsudskiego.
W tym miejscu musimy jednak cofnąć się na kilka lat do tyłu i dowiedzieć się, co się działo w międzyczasie z jego rodziną. Brat Stanisław po ukończeniu 21 lat został powołany do służby czynnej i otrzymał przydział do łączności w Twierdzy Brzeskiej. Natomiast ojciec z resztą rodzeństwa przeniósł się z powrotem na Polesie, do miejscowości Zieleniewice koło Różany, gdzie objął posadę gorzelnego. W 1929 roku do Żandarmerii Wojskowej został powołany ostatni z braci – Marian. Służbę odbywał w Grodnie. Władysław Popieliński po przeniesieniu do rezerwy postanawia zgłosić się jako kandydat do pracy w Policji Państwowej. Podanie złożył do Komendy Policji Państwowej Okręgu XIV Poleskiego w Brześciu nad Bugiem. Komisja weryfikacyjna przyjęła go do pracy z zaliczeniem ciągłości służby od 1 maja 1922 roku. Władysław musiał uzupełniać wykształcenie fachowe, żeby radzić sobie z nowymi obowiązkami. W 1923 roku poznaje w Brześciu swoją przyszłą żonę Wierę, z domu Rabczuk. Ślub biorą w miejscowym kościele w 1924 r.
Pełniąc służbę w Policji Państwowej młody policjant pracował sumiennie, co zostało oczywiście docenione przez przełożonych. I tak w Wigilię Bożego Narodzenia l927 roku Komendant Wojewódzki Policji Państwowej w Brześciu mianował Władysława Popielińskiego przodownikiem służby mundurowej. To było dużym wyróżnieniem, które nie tylko podkreślało jego zaangażowanie i sumienność, ale też stawiało za wzór kolegom w pracy. Wkrótce Władysław otrzymuje Medal Dziesięciolecia Odzyskania Niepodległości. A 31 grudnia 1930 roku Prezes Rady Ministrów Rzeczypospolitej odznaczył Władysława Popielińskiego Brązowym Krzyżem Zasługi. Pełniąc liczne obowiązki w Policji, Władysław kończy szkołę i zdaje egzaminy. Tak w marcu 1931 roku Komisja Egzaminacyjna przy Gimnazjum Państwowym w Pińsku wydaje jemu świadectwo uprawniające do odbycia skróconej służby wojskowej, co było odpowiednikiem matury. W swoje 38. urodziny Władysław Popieliński zostaje przeniesiony do pracy w Komendzie Powiatowej Policji Państwowej w Kamieniu-Koszyrskim. Był już w stopniu starszego przodownika P.P. i pełnił funkcję komendanta posterunku Policji Państwowej w Tomaszówce powiatu brzeskiego. 10 marca 1939 roku otrzymuje awans na aspiranta Policji Państwowej. Już w nowym miejscu służby przyjmuje następne odznaczenie – Srebrny Medal za Długoletnią Służbę.
Tak, w wielkim skrócie, można opisać życie i służbę naszego bohatera w wolnej Polsce. Został aresztowany przez NKWD w końcu września 1939 roku w Kamieniu-Koszyrskim. Jak wspominała jego żona Wiera, stało się to na służbie, ponieważ był na posterunku do końca. Podobno sowieci użyli podstępu, ogłaszając, że wszyscy urzędnicy muszą nadal pełnić swoje obowiązki, w tym też policjanci. Władysław Popieliński po kilku dniach aresztu został wywieziony do więzienia w Łucku. Razem z nim wywieziono jeszcze kilku policjantów. Nikt z nich, ani z członków ich rodzin nie mógł nawet spodziewać się, że jadą na śmierć, że będzie to śmierć niegodna i haniebna dla tych, którzy pragnęli walczyć za ojczyznę i nawet umrzeć za nią, ale z bronią w reku! Pani Wiera Popielińska wysłała mężowi do więzienia paczkę, a nieco później jeszcze 20 rubli, na które otrzymała pokwitowanie odbioru. Ale już od listopada wszelki ślad po jej mężu zaginął. Zrozpaczona kobieta wyjeżdża do Brześcia i już stąd pisze pismo do Okręgowej Prokuratury w Łucku z pytaniem o męża. Dopiero 14 listopada 1940 roku otrzymuje odpowiedź, z której dowiaduje się, że to sąd ma zadecydować o dalszym losie aresztowanego, ponieważ prokuratura zakończyła swoje czynności. Ta odpowiedź z całą pewnością była perfidnym i odrażającym kłamstwem, ponieważ jeszcze kilka miesięcy wcześniej wykonano wyroki śmierci i zamordowano zatrzymanych we wrześniu 1939 roku Polaków. Ale o tym rodziny dowiedziały się praktycznie już w nasze dni.
Od lat 60-ch XX wieku poszukiwaniami zajmował się pan Edmund Popieliński, bratanek zaginionego. Niestety odpowiedzi z różnych instytucji, do których się zwracał listownie, były negatywne. Dopiero 25 maja 1994 roku z Ministerstwa Sprawiedliwości Departamentu Prokuratury w Warszawie przyszła wiadomość, że od władz Ukrainy otrzymano listę aresztowanych, których akta zostały przekazane w listopadzie 1940 roku do 1 Oddziału Specjalnego NKWD w Moskwie. Władysław Popieliński figuruje na niej pod nr 2357. Zachodzi więc przypuszczenie, że osoby wymienione na wspomnianej liście zostały rozstrzelane wiosną 1940 r. przez NKWD w wykonaniu postanowienia Biura Politycznego CK WKP/b/ z dnia 5 marca 1940 r. Z otrzymanej wiadomości także wynikało, że nadal trwają czynności zmierzające do ustalenia wciąż jeszcze nieznanych miejsc rozstrzelania i pochowania tych osób. Następna wiadomość była otrzymana z Centralnego Archiwum MSWiA w lutym 1999 r. W tym dokumencie było zaznaczono, że egzekucję dokonano wiosną 1940 r., ale nie ustalono miejsca stracenia i usytuowania grobu. Należy jednak brać pod uwagę jedną z trzech miejscowości: Kijów, Charków bądź Chersoń. Taki był wynik wieloletnich poszukiwań.
Pan Edmund Popieliński zebrał o swoim stryju dosyć duży materiał w formie wspomnień i dokumentów. Historia życia Władysława Popielińskiego – to kolejne odkrycie prawdy o tamtych okrutnych czasach. Pragnąc zapoznać innych z tą ciernistą drogą poszukiwań oraz utrwalić pamięć o stryju, pan Edmund postanowił wydać te materiały w formie książki. Z pomocą przyszli Ośrodek Szkolenia Policji w Gdańsku oraz Uniwersytet Gdański. I tak oto w 2007 roku została wydana publikacja pod tytułem: „Aspirant Władysław Popieliński – bohater wojny obronnej 1939 roku”. Książka zawiera dużo ilustracji. Są to nie tylko zdjęcia z albumu rodzinnego, ale także fotograficzne kopie wielu dokumentów osobistych, odpowiedzi na piśmie z różnych urzędów, zdjęcie nadanych medali i odznaczeń. Dana publikacja z całą pewnością przyczyni się do zachowania w pamięci wielu pokoleń prawdy o tych tragicznych dniach, aby nigdy więcej nie splamiono godności ludzkiej…
Zbliżała się 70-ta rocznica Września. Pan Edmund zastanawiał się, co jeszcze może zrobić dla swego stryja? O ile nie wiadomo gdzie jest grób bohatera, to dobrze by było ufundować specjalną tablicę w ostatnim miejscu służby. Tablica wkrótce została wykonana. A w międzyczasie pan Edmund dowiedział się o tym, że na Wołyń od kilkunastu lat jeżdżą policjanci Komendy Wojewódzkiej z Lublina. Wiele lat temu w kilku miejscowościach zostały odnalezione na cmentarzach groby policjantów II RP. Z czasem nagrobki zostały odrestaurowane, a działacze z Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych Policji co roku odwiedzają te miejsca pamięci, składają wieńce, zapalają znicze. Przez tych działaczy pan Edmund nawiązał także kontakt z piszącym te słowa, jako opiekunem miejsc pamięci. Wymieniliśmy kilka listów, pan Edmund również czas od czasu dzwonił z dalekiego Gdańska. W Kamieniu-Koszyrskim niestety nie zachowały się do naszych dni budynki posterunku i Komendy Powiatowej Policji. Zaproponowałem więc jedyne możliwe wyjście z tej sytuacji – umieszczenie tablicy pamięci w nowo wybudowanym kościele. Tak też się stało i dzięki przychylności nowego proboszcza o. Tadeusza Fostakowskiego, tablica została zamontowana i poświęcona w dniu 20 października 2010 roku. Mszę odprawił i przewodniczył całej uroczystości o. Augustyn Siciński, miejscowy wikary. Byli obecni parafianie oraz kilkunastoosobowa grupa policjantów z Lublina, którzy też przywieźli tablicę.
Pan Edmund Popieliński niestety nie mógł wtedy przyjechać. Odwiedził Kamień-Koszyrski dopiero w tym roku, razem ze swoją rodziną. Był niezwykle wzruszony tym wszystkim, co tu zobaczył. Nocleg mieliśmy na plebanii u księży, więc było dosyć czasu, żeby zwiedzić miasteczko. Byliśmy także w miejscowym muzeum, gdzie goście mogli zobaczyć zdjęcia Kamienia-Koszyrskiego z tych odległych lat. Dyrektor muzeum, pani Natalia, była bardzo uprzejma i także wybrała się z nami na miasto, opowiadając o jego historii i pokazała stare budynki. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że w jednym z nich mogła mieszkać rodzina Popielińskich. Ale po tylu latach już nie ma tu kogo rozpytywać. W całej okolicy mieszkają ludzie młodzi, którzy mają własny świat, własne życie, a ten mały fragment cudzej historii jest im absolutnie nie znany. Czas robi swoje…
Przed odjazdem jeszcze raz wstępujemy do kościoła. W ciszy i modlitewnym skupieniu stoimy pod zamontowaną na ścianie tablicą. Migocą ogniki zapalonych jeszcze wczoraj lampek. Białe ściany świątyni w niezwykły sposób dodają powagi tej chwili. Kościół jest pod wezwaniem św. Michała Archanioła, który jest także Patronem polskiej policji. Patrzę ukradkiem na jego duży obraz, zawieszony nad wejściem do zakrystii. Dziwne są czasem te zrządzenia Opatrzności! A więc tablica znalazła się w jak najbardziej właściwym miejscu.
Anatol F. Sulik
Kowel